Dwa dni przed maratonem...

/ piątek, 26 kwietnia 2013 /
Pojutrze wystartuje w maratonie.
Jestem zestresowana. Nie spodziewałam się po sobie tego. Chociaż mój tryb życia jest dosyć stresujący, myślałam, że przed maratonem będę spokojniejsza. Boje się trochę o za słabą kondycję, bo to co przepracowałam przez prawie pięć miesięcy do końca marca nie daje mi pewności, że dam radę biorąc pod uwagę problemy z kolanem przez ostatnie tygodnie- które oszczędzałam z myślą o maratonie. Boje się też, że właściwie prawie zaleczona kontuzja może przeszkodzić mi w pokonaniu dystansu. Ale najbardziej boje się myśli, które chodzą mi ostatnio po głowie, że może jednak maraton to za dużo?
Pół roku temu o pomyśle przebiegnięcia maratonu powiedziałam tylko najbliższym znajomym, którzy zareagowali wystarczająco entuzjastycznie, żebym wpisała swoje dane na stronę Cracovia Maraton i wydrukowała plan przygotowań (który jak się później okazało zupełnie mi nie przypasował). Kiedy w tym tygodniu dowiedziało się o moich planach kilka osób z którymi przebywam na co dzień usłyszałam "nie dasz rady" co cóż... Wprowadziło dużo wątpliwości...

Ale myślę o tym co robiłam przez ostatnie pół roku. Pamiętam listopadowy, bardzo mglisty poranek, kiedy przed 6 rano wyszłam na interwały nad absolutnie nieoświetlony jak się później okazało teren nad Wartą. Pamiętam pierwszy dystans ponad 20km, kiedy ostatnie dwa kilometry pokonywałam w ogromnej chlapie, że truchtałam w tempie wolniejszym niż 7km/h. Pamiętam styczniowe weekendowe wybiegania do lasu, gdzie co tydzień spotykałam tych samych trzech biegaczy niezależnie od pogody. Pamiętam pierwsze mroźne kilkunasto kilometrowe wybieganie (hmm, prze kontuzją kilkanaście kilometrów stanowiło mój normalny trening w środku tygodnia), kiedy ścigałam się z krami biegnąc wzdłuż rzeki, a spacerowicze chcieli częstować mnie herbatą. Pamiętam też jedno z najdłuższych wybiegań, kiedy przed treningiem przed poznańskim półmaratonem z grupą biegową w śniegu przebiegliśmy 14km- biegłam z tyłu przez część trasy, bo na miejsce spotkania też przybiegłam ustanawiając przy okazji własny rekord na 10 kilometrów. Pamiętam moje świąteczne próby biegania po górach, kiedy przed wigilią cieszył mnie brak śniegu na niektórych szlakach.
Kiedy myślę o tym wszystkim czuje się silna. Kiedy o tym myślę czuje, że to wystarczy, żeby w niedzielę zmierzyć się z dystansem maratonu.

A jeśli to nie wystarczy, jeśli nogi nie będą chciały dalej biec, jeśli głowa też nie będzie chciała dalej kontynuować to może uda mi się pobiec sercem.

Kiedy są chęci, ale...

/ środa, 10 kwietnia 2013 /
...rzadko odzywający się rozsądek każe odpoczywać...


Aktualnie od kilkunastu dni prawie nie biegam. Po dłuższych wybieganiach odezwało się kolano (już niejednokrotnie miałam z nim problemy), postanowiłam dać sobie tydzień wolnego- a akurat podczas treningu poślizgnęłam się na oblodzonej alejce usiłując ominąć psa, który wbiegł mi pod nogi (brawa dla ludzi, którzy nie trzymają czworonogów na smyczy) upadając na bolące kolano...
Przez dwa dni nie mogłam chodzić po schodach, ale zacisnęłam zęby. Dziś jest już dobrze, ale strach o kolano jest. Ratuje się bandażem, Altacetem i Litozinem (preparat wspomagający regenerację stawów).

Teraz żałuje, że przed długim wybieganiem zignorowałam ból kolana. Że za mało się rozciągałam. I że czasem nie przejmowałam się bólem łydek. Może teraz kolano było by całkowicie sprawne...
Dziś do pakietu ratunkowego dla kolana dorzucam ćwiczenia. Za kilka dni mam nadzieję wrócić do biegania, ale do maratonu nie planuje już żadnego wybiegania powyżej 20km...
Macie jakieś sprawdzone sposoby na przyśpieszenie regeneracji?

Koktajl, o jakim Ci się nie śniło

/ niedziela, 7 kwietnia 2013 /
Generalnie zielone koktajle zaskakują już głównie wielbicieli golonki i piwa. Połączenie szpinaku z bananem to już dla moich kubków smakowych klasyka. Zastanawiałam się jak urozmaicić moje koktajle, eksperymentowałam na różnych rodzajach zieleniny- jarmużu, szpinaku, pietruszce, kiełkach, roszponce czy (zdecydowanie nie polecam) rukoli. Później przyszedł czas na próby z zielonymi warzywami, których brakuje mi trochę na co dzień.
Koktajle to świetny posiłek po wieczornych treningach, kiedy zdecydowanie nie mam już ochoty na jedzenie. Żeby dostarczyć sobie białka próbowałam z odżywką białkową, ale kusiło mnie spróbować wymyślić mniej przetworzony zamiennik. I tak pewnego kwietniowego (zimowego) popołudnia podjadając ugotowaną fasolę prosto z garnka stwierdziłam, że w sumie jest słodka... I może by tak zmiksować ją w koktajlu?

Dziś wersja druga, banalna z czarną fasolą.
Przepis jest banalny:
1 banan
pół szklanki fasoli
pół szklanki mleka (u mnie owsiane)

Całość miksujemy/blendujemy, dorzucamy lodu i delektujemy się potreningowym przysmakiem.
Smacznego.

Wiosna #2 Truchtanie maratonu i 42doszczescia.pl

/ wtorek, 2 kwietnia 2013 /
Kiedyś nie byłam zbyt zorganizowaną osobą i rzadko kiedy doprowadzałam jakieś pomysły do realizacji. Brak cierpliwości, ciągła potrzeba zmian, słomiany zapał nie pomagały mi w osiąganiu celów. Z czasem zaczęło się to zmieniać i chociaż nie jest idealnie oraz częściej mniejsze i większe pomysły udaje mi się zrealizować.
Niecałe pół roku temu trafiłam na ten wpis na blogu Życiejestpiękne.eu. Po roku biegania i mówienia nie wszelkim zawodom, stwierdziłam, że może, może jednak warto spróbować. Niektóre, wcześniej totalnie obojętne dla mnie argumenty jakoś zaczęły mnie przekonywać. Nie przepadam za imprezami masowymi, ale maraton nie jest dystansem, który mogła bym przebiec ot tak sobie, wyjść z domu i po prostu wrócić po 42km, jest w nim coś magicznego, epickiego. Wymaga przygotowań, jest bardziej celem, projektem wymagającym cierpliwości, nad którym pracuje się miesiącami, a nie jednorazowym, jednodniowym osiągnięciem, co dla mnie oznacza wyzwanie dla własnej systematyczności. Będę bardzo zadowolona z pokonania królewskiego dystansu, niezależnie od czasu w jakim pojawię się na mecie, co przy krótszych dystansach niekoniecznie było by satysfakcjonujące. Przez kilka miesięcy tak nakręcałam się wewnętrznie na ten bieg i chociaż znów pojawiły się wątpliwości...


Mam dwie sprawne nogi. Asia Chałupa, absolwentka UE w Krakowie straciła swoją w wyniku wypadku, ale wierzę, że już niedługo będzie mogła wrócić do aktywnego życia, bo 42 osoby biegną w 42km biegu, żeby uzbierać 42 tysiące na protezę dla Asi. Postawili sobie wysoko poprzeczkę, część osób przed przygotowaniami do maratonu wcześniej nie biegała, dla wielu tak jak dla mnie będzie to debiut w zawodach biegowych. Cała akcja niesamowicie mnie ujęła. Pobiegnę razem z nimi, ale Ty wcale nie musisz przebiec maratonu, żeby pomóc Asi!

Jak możesz pomóc?
  • Tutaj możesz przelać pieniądze dla Fundacji Jaśka Meli Poza Horyzonty w ramach akcji 42 do szczęścia...
  • ...tutaj polubić wydarzenie...
  • ...powiedzieć o akcji jak największej ilości osób...
  • ...i kibcować na mecie bohaterom 28 kwietnia w Krakowie!
Wierzę w ludzi. Wierzę, że marzenia się spełniają. Planuje spełnić swoje, a przy okazji pomóc spełnić cudze. Ty też możesz pomóc wrócić Asi do aktywnego życia!
 
Copyright © Vege&Fit, All rights reserved